Rajski Geirangerfjord i podsumowanie drugiego roku pracy w Norwegii

Okazuje się, że nietokstyczne miejsca pracy istnieją. Tak jednym zdaniem podsumowuje kolejny zakończony sezon pracy w Norwegii. Nie chcę przez to powiedzieć, że wszystkie miejsca pracy, w których wylądowałam były niewporządku, jednak zawsze zdarza się coś takiego co podnosi ci ciśnienie na krótki lub nawet parotygodniowy moment. Wreszcie i cudem znalazłam miejsce, w którym nie doszukałam się ani jednej ciemnej strony, a podjęłam wysiłek by na siłę się do czegoś przyczepić. Każdy aspekt, począwszy od warunków finansowych oraz zakwaterowaniu kończąc na zawartych znajomościach i samym miejscu pracy był bardzo dobry. W tym sezonie niepokój powodowały tylko samoczynnie kumulujące się negatywne myślokształty, które zazwyczaj atakują nas gdy jesteśmy kontenci ze swojego życia lub po prostu szczęśliwi w rutynie. Mimo tego, wbijałam mój miecz świetlny w sam środek epicentrum zła i rozpraszałam te ciemne chmurzyska jogą i medytacją głównie. Zagłuszanie negatywizmów hałaśliwymi imprezami chyba już mi się znudziło i odebrało wystarczający przydział mojej energii życiowej.

Rozpoczynam podsumowanie.

Miejsce pracy: Geirangerfjord.

W tym roku interesowała mnie praca w pięknym otoczeniu natury lub w miejscu kreatywnym. Tym razem w momencie szukania pracy nie byłam przygwożdżona mizerną sytuacją finansową, postanowiłam więc być wybredna i udać się tylko tam gdzie czuje, że chce, a nie tam gdzie mnie chcą lub gdzie wiem, że musze.

Ostatecznie wahałam się między pracą przewodnika w Muzeum Wikingów na wyspach Lofoten lub pracą na kempingu w Geiranger. Zdecydowałam się na opcje nr 2 gdyż ta oferowała kontrakt na pięć miesięcy. W muzeum mogłabym pracować od dwóch do trzech miesięcy czyli zarobiłabym znacznie mniej.

Geirangerfjord to jeden z najpiękniejszych fjordów Norwegii. Dolinę na stałe zamieszkuje ok 200-ście osób, a w sezonie liczba mieszkanców osiąga liczbę ok 1,5 tys. Geiranger to maleńkie miasteczko, jednak cud natury fjord Geiranger swoim pięknem przyciąga tysiące turystów dziennie. Podczas okresu letniego do fjordu wpływa nawet do trzech kilkutysięcznych statków na dzień. Mimo że spędziłam tu pięć miesięcy wciąż nie mogę przestać się zachwycać. Ilość wędrówek i ścieżek, które zabierały mnie do coraz to piękniejszych punktów wydawała się nieodgadniona, a sam widok rozciągąjący się wokoło mojego miejsca pracy dodawał motywacji nawet podczas cięższych dni w sezonie.

Warunki zatrudnienia: kontrakt.

a) Pensja

Szacunkowo w całym Geiranger pracodawcy oferują kontrakty ze stałą pensją i dodatkowo wypłacają nadgodziny. Dajmy na to mój tydzień pracy miał obejmować 38h, a pensja miesięczna wynosiła 26 tys. NOK. Przykładowo w maju przepracowałam nie więcej niż 100h i mimo to miałam wypłacone kontraktowe 26 tys. NOK. Jeśli pracowałam ponad 38h tygodniowo to dostawałam wynagrodzenie za nadgodziny. Pewnie was zdziwi, że podobne warunki mają tu nawet pracownicy hoteli co zdarza się rzadko. W hotelach oraz tam gdzie pracowałam rok temu zazwyczaj oferują stawkę godzinową co wpędza imigranta w niepewność i stres. Całe szczęście w Geiranger dobrze dbają o tych nie uciekających od ciężkiej pracy. Przed rozpoczęciem pracy kontrakt wydał mi się tak dobry, że do czasu wypłacenia pierwszej pensji bałam się rozczarowania i rozmyślałam czy aby na pewno dostanę tylę pieniędzy ile mi obiecano.

Pamiętaj, że od miesięcznego wynagrodzenia potrącany jest podatek w wysokości ok 36%. Wyjątkiem są pierwsze dwa lata pracy kiedy przysługuje ci ulga 10%. Ponadto wraz z ostatnią pensją dostajesz dodatek wakacyjny w wysokości 10% twojego rocznego/sezonowego przychodu.

b) Zakwaterowanie

Tym razem również miałam pokój jednoosobowy i kosztował mnie 1000 NOK. Rok temu byłam okradana z 2.400 tys. NOK co jak łatwo spostrzec stanowi znaczną różnicę. Dla wyostrzenia kontrastu dodam, że w niektórych hotelach w Geiranger pracownicy płacą tylko 500 NOK za pokoje jednoosobowe! Czyli jakieś 250 zł. Można ? Można.

c)Wyżywienie

Pracowałam na kempingu więc nie miałam zapewnionego wyżywienia. Wątek poruszam by jeszcze raz pokazać jakie mogą być różnice w warunkach zatrudnienia. Rok temu byłam przymuszona płacić za wyżwienie, którego czasami nie miałam ochoty trącić nosem. Dzień takiej nieprzyjemności kosztował mnie 70 NOK. W dolinie Geiranger w dwóch hotelach pracownicy nie płacą za wyżywienie jednak mogą z niego korzystać opcjonalnie. Z kolei w innym hotelu działa odpłatna stołówka ale korzystanie z niej nie jest przymusowe. Można ? Można.

Życie społeczne: ludzie i czas wolny.

Sezon 2018 był dla mnie sporym zaskoczeniem. W roku 2017 spotkało mnie kilka rozczarowań. Nie czułam, że chce wrócić do Norwegii, jednak zmęczenie powiązane z ciągłą aklimatyzacją w nowym kraju zadecydowało o powrocie na chociaż trochę znany ląd. Dawno nie czułam takiego zniechęcenia do zmian i z początku postanowiłam te nadchodzące miesiące poświęcić w pełni sobie i nie angażować zbyt intesynwie w życie społeczne.

Jest to jednak pewna reguła, że gdy nie oczekujesz spada na ciebie najlepsze. W Geiranger większa część osób pracuje już po raz kolejny, a są i tacy dla których sezon 2018 był już dziesiątym z kolei. W czasie kilku tygodni stałam się częścią małego zintegrowanego społeczeństwa, w którym osób negatywnych było jak na lekarstwo. Mimo że po kilku latach ciągłych zmian dopadła mnie niechęć do poznawania coraz to więcej nowych duszyczek to zawsze mogłam przynajmniej spędzić czas nie sama jeśli tego potrzebowałam.

Spora część podróżników za darmo dzieliła się z innymi tym co wie lub umie. Dlatego mogliśmy uczęszczać na bezpłatne zajęcia z yogi, tai chi czy… tańczyć tango. Kurs tanga był dla mnie spełnieniem marzenia, które miało się zmaterializować podczas podróży po Argentynie. Czasami jednak marzenia spełniają się szybciej niż planujemy.

God bless Geiranger. 

Zachęcam każdego do stania się częscią naszej rodziny. 🙂

Rajski Geirangerfjord i podsumowanie drugiego roku pracy w Norwegii

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *