Ulubione kluby muzyczne we Wrocławiu

Breslau calling,

Wrocław wzywa mnie przynajmniej raz do roku. Przemieszkałam tam kilka najgłupszych lat młodości lub może lepiej zabrzmi, lat niedojrzałości. Jak gorzej, lepiej to brzmi wspomnienia studentckie wracają i jaka szkoda, że rejestr zdarzeń z tej epoki nie został przeze mnie spisany w dzienniku. Może było tak dobrze, że w tym dynamicznym stadium studenckim nie było na to czasu? Chyba rzeczywiście tak. Pamiętam za to, że te lata przeniknięte i opanowne były przez muzykę. Najlepsze koncerty doświadczało się na salach prób. Żywe koncerty poprzedzone i zakończone zabawą od wieczora do rana. Czasem też gdy zostało trochę kasy na koniec miesiąca szwendaliśmy się po ulubionych klubach Wrocławia. Niby dużo czasu nie minęło, jednak z roku na rok mapa muzyczna Wrocławia bardzo się zmienia. Gdy przeprowadziłam się tam w 2009 roku historyczna była tylko Rura, która jakiś czas temu też zniknęła. Teraz i kluby, które popularne były w moim czasie już nie istnieją lub zmieniły formy.

Co zostało z tamtych lat?

ALIVE

Alive było i pozostanie moim ulubionym lokalem. To jedno z tych miejsc, w którym oprócz obsługi wiele się nie zmienia. Okej, zmienia się również generacja i już nie czuję się jako jedna z tam najmłodszych. Pamiętam jak dziś kiedy pierwszy raz zabrał mnie tam mój ówczesny nauczyciel i jeden z czołowych, wrocławskich gitarzystów Marek Waszczyński. Od tamtej pory Alive stało się mi drugim domem. Alive daje mi muzykę w mojej ulubionej oprawie. Klub jest nieduży niemal intymny. Nie zmieści się tam więcej niż kilkadziesiąt osób. Nigdy nie jest więc zbyt głośno by usłyszeć blue note lub szepty przyjaciół. Alive wygląda nienowocześnie jak moja graciarnia. Spotykają się tu generacje naszych rodziców wraz z nową falą by celebrować wspólną miłość - do bluesa głównie. Bedąc tam w kwietniu tego roku spojrzałam na nową odsłonę menu gdzie oprócz gry alkoholowej na jednej ze stron mą uwagę przyciągnęło hasło: Alive to już klasyk. Pomyślałam: "No pewnie!". Jednocześnie nosząc się z myślą, że pewnego razu odwiedzę Alive z pokoleniem moich dzieciaków.

Warto wspomnieć, że obecna grupa jamowa grająca we wtorki jest najlepszą jaką słyszałam do tej pory. Powiedziałabym nawet, że przez 4 lata życia we Wrocławiu nie byłam na lepszym jammie niż ostatniego kwietnia (z wyjątkiem tych gdzie gościł Waszczyński). Z wrażenia najeżyły mi się włoski na rękach tak jak niegdyś każdego wieczoru w Londynie. Brawo młodej generacji!

 

BLACK MOON

Drapiesz się po czole zastanawiając się gdzie jest, czym jest lub kim jest Black Moon? To stosunkowo nowe miejsce na mapie Wrocławia, niekoniecznie jeszcze popularne. Ulica Śrubowa znana z mrocznego imidżu potem zyskała popularność wśród wrocławskich zespołów, z których każdy przeżywał tam swoją pierwszą profesjonalną sesję fotograficzną do EP, teraz rozkwita dzięki otwartości Black Moon. Klub pełni dwojaką rolę jest salą prób i koncertową jednocześnie. Pewnie dlatego tak przypadł mi do gustu. Surowe mury w kolorowych malowidłach, sofy pachnące naftaliną i inne strupieszałe bajery otulone półmrokiem nadają urok i klimat i ożywiają w pamięci czasy studenckie. Inaczej mogę to ująć mówiąc, że Black Moon to tylko nowa reinkarnacja miejsca o długiej historii. Czy o ulicy Robotniczej ktoś napisał już książkę? Koncept Black Moon nie ograniczył się do otwarcia kolejnej sali prób. Przestrzeń Black Moon współtworzy społeczność, w której każdy może kreować swój rodzaj artyzmu lub cokolwiek co pomaga strząsnąć z ramion balast rzeczywistości. Na ten przykład, Black Moon może być miejscem gdzie dajmy na to  zorganizujesz swój wernisaż. Wydaje mi się, że Black Moon lada chwila wskoczy do grona najczęściej odwiedzanych lokali muzycznych Wrocławia i to nie tylko dlatego, że nie został otwarty dla czystego zysku. W Black Moon zwyczajnie wiele się dzieje, wystarczy zerknąć jak napięty jest harmonogram. W takim równaniu wynikiem może być tylko chwała i sukces. 🙂

OD ZMIERZCHU DO ŚWITU

Niegdyś moje studenckie centrum wszechświata. Trzy spośród czterech mieszkań, które wynajmowałam we Wrocławiu były oddalone 5-10 min piechotą od klubu. Dzięki temu wpadało się tam czasem planowo, czasem nagle w środku nocy lub nad ranem bez zapowiedzi, zawsze napotykając jakąś znajomą parę oczu. Klub w wersji oryginalnej już nie istnieje. Wiem, że dziś Od Zmierzchu do Świtu zastąpiła Stara Piwinica w wersji dostępnej szerszemu gronu odbiorców. Nie często bywają tam teraz rockoteki ale wnętrze klubu nie odstaje drastycznie od pierwotnej wersji klubu, z pominięciem obrusów w kratę i kilku drobnych detali. Ogromne logo Stonsów wciąż wisi na ścianie w damskim wucecie, a z ramy obok wciąż spogląda na mnie Jimi Hendrix (to jest wciąż Od Zmierzchu do Świtu...). Gdy odwiedziłam miejsce podczas mojej ostatniej wizyty, zastałam ogródek pełen znajomych – na scenie gościł Crowbar.

Cadillaki są wciąż zaparkowane na ścianach oraz te Harleye... Niby tak wiele zostało po starym Zmierzchu ale mój entuzjazm jakby opadł. Zamierzchły Zmierzch to ponad 10 letnia historia miejsca, które przyciągało stałe grono odbiorców. Nic dziwnego, że zakończenie działaności wzbudziło falę rozczarowania. Cieszy jednak, że obecna forma klubu choć nieco inna to zachowała wiele z tradycji poprzednika i wciąż pozostaje jednym z głównych ośrodków koncertowych we Wrocławiu. Moje top 3 nie pozwala mi na wymienie kilku innych miejsc, w których pisałam swoją historię młodości. Prawdą jest, że niektóre kluby takie jak np. Łykend już nie istnieją oraz prawdą jest, że czytelnik nie skupi się raczej na czytaniu o czyiś poglądach dłużej niż tylko dwie strony. Zostawiam więc już tak ten artykuł. Będzie o Wrocławiu więcej i tak.

 

Ulubione kluby muzyczne we Wrocławiu
Tagged on:                 

One thought on “Ulubione kluby muzyczne we Wrocławiu

  • 16 czerwca 2018 at 20:55
    Permalink

    Olu ile tu pięknych treści. Starczy na kilka wpisów. Kontentu cała masa:)

    Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *