Jedno miejsce gdzie wojna nigdy nie istniała

Przebywając w swoim bezpiecznym miejscu gdzie wojna nigdy nie istniała, uświadamiam sobie niezliczoną ilość prawd o sobie i o świecie, które były ze mną od zawsze. Były one ze mną, jednak coś upchnęło je głęboko w te zaciemnione we mnie miejsca gdzie światło może dotrzeć tylko jeśli zaczniemy głęboko kopać. W tunelu nigdy nie ma światła, ale zawsze jest na końcu wędrówki, która bywa, że przeciąga się w nieskończoność. To trochę tak, jakby od urodzenia pokrywano nas skrupulatnie kolejnymi i kolejnymi warstawami gliny, byśmy w końcu przybrali taką formę jaka jest akurat w społeczeństwie porządana ale, która jest w niczym niepodobna do tej najprawdziwszej wersji nas. I tak kroczymy przez to życie (bardzo ciężcy) by w końcu zmęczyć się mocno i paść, bo nadmiar gliny stał się już nie do udźwignięcia. Zazwyczaj padamy na kolana gdy miarka się przebiera, lekkie szturchanie często nie działa i nie jest wystarczające by coś zmienić i się przebudzić ale gdy już wylądujemy z twarzą w błocie i nic nie widać! O! Wtedy to jest mobilizacja. Przecieramy oczy zdziwieni, że oto jednak widać światło. Dopiero w trudzie i znoju, gdy ktoś odbiera nam resztki godności odkrywamy swoją siłę jako jednostki i jako społeczeństwo. No bo właśnie… Nikt od subtelnego szturchania się nie przewraca, a żyjąc w strefie komfortu mamy tendencję do przegapiania znaków precyzyjnie podstawionych przez los i nawet nie mamy szansy odkryć jaka lwia siła drzemie w nas samych. Tak więc można wysnuć wniosek, że lądowanie z twarzą w błocie może być naprawdę czymś spoko. Jednak należy zaznaczyć, że taka kąpiel błotna jest do uniknięcia jeśli nie będziemy na siłę ignorować syngałów od losu i przeczuć serca jasno informujących, że potrzebna jest zmiana. W przeciwnym razie pamiętaj by założyć jakieś gorsze ubrania…

Upadek zawsze skłania by rozejrzeć się wokoło i co ważniejsze by zajrzeć do środka, do serca, które to chcesz czy nie, jest epicentrum twojego ciała. Zaczynamy się zastanawiać po co tu jestem? No i kim jestem? Jedna po drugiej zdejmujemy z siebie identyfikacje i pryzmaty przez, które spoglądamy na siebie i te przez, które spoglądają na nas inni.

Zaczynamy przyglądać się programom jakie nam ładowano od dzieciaka i usuwanie tego co niepotrzebne i zastępowanie starych tymi co służą naszemu najwyższemu dobru lub poprostu naszej preferencji. W każdej chwili możemy zacząć proces stwarzania siebie na nowo, ale przed rozpoczęciem często rozpadamy się na drobne kawałki i ten proces często jest nieunikniony no bo zignorowaliśmy znaki ostrzegawcze. Ostatecznie ból towarzyszący naszemu upadkowi zawsze może zniknąć tak samo szybko jak się pojawił jeśli postanowimy go stanowczo wyprosić i zastąpimy emocją wzrostu i miłości. Inną sprawą jest, że z technicznego punktu widzenia łatwiej budować na ruinach czegoś, niż w przestrzeni zabudowanej gdzie mamy mniej miejsca i ciężej jest o manewr.

Zmienianie programów to długi proces, zważyszwszy, że od dziecka mówi się nam jakimi ludźmi powinniśmy być i co z życiem powinniśmy zrobić. Wszystko jednak zaczyna się z intencją pozbycia się glinianej zbroi i wolą zmiany, potem wystarczy tylko oddać się przepływowi i przestać kontrolować, nie spędzać każdej minuty na mikrozarządzaniu. Dla mnie uczucia są ważniejsze niż szczegóły. Zaufanie do tego co nas spotyka to kwestia wiary i szkoda, że tak często łatwiej wierzyć nam w siłę sprawczą bogów, o których uczą nas w szkołach zamiast w naszą własną. Strach pomyśleć, że moglibyśmy sami kreować swoją rzeczywistość, prawda?

Teraźniejszy chaos na ziemi panujący na zewnątrz nas, uświadamia bardzo mocno jak to, co powinno być traktowane w sferze różnorodności osiągnęło zupełnie odwrotny skutek. Daliśmy sobie wmawiać od zawsze, że inne może być postrzegane jako gorsze lub lepsze, w żadnym razie różnorodne bo to oznaczałoby naszą neutralność i dało pokój serca, a ci wywołujący wojny, pokoju na ziemi nie chcą. Nadawanie wszystkiemu łatek i traktowanie wszystkiego, włącznie z ludźmi w kontekście hierarchii to taki przedmiot, który większość z nas zdała w jakimś momencie życia celująco. Nadszedł chyba moment kiedy wielu z nas się tym zmęczyło. Wszyscy zmęczyliśmy się programem separacji. Czemu nie uczy się nas od maleńkości, życia w jedności ze wszystkim co nas otacza?

Bardzo zniewolono nasze umysły tymi podziałami. Oddzielili nam głowę od serca. Jednak na ten wirus tyranii my mamy inny wirus – wirus miłości. Możemy wysłać inteligencję do serca, a miłość do umysłu. W przestrzeni twojego, mojego serca żadna wojna nigdy nie istniała. Nienawiść, wojna, oddzielenie to wytwory umysłu, a nie serca. Negatywne emocje to tylko kolejne programy, z których nie mamy obowiązku korzystania. Gdy zaczynam dzień myśląć, że dzisiaj jestem miłością, że dzisiaj zaakacpetuję wszystko co się zdarzy bo wierzę w cud synchro-przypadków, że dzisiaj nie ocenię nikogo i niczego – jest mi zwyczajnie lżej. Gdy w cichości serca wysyłam wdzięczność do osoby, która nie ma o tym pojęcia, że mówię do niej w mojej głowie to też mi lżej. Mówienie czule do ludzi gdy o tym nie wiedzą naprawdę robi duszy dobrze, i nieważne jak kosmicznie to właśnie zabrzmiało. Umysł wszystko może poddać pod wątpliwość ale gdy włączam sercowy GPS to nagle wszystko staje się jasne. Ostatecznie gdy idziesz przez ten ciemny tunel to sam musisz być sobie latarką, a kroki stawiasz intuicyjne z poziomu serca bo umysł może tylko spanikować gdy nic nie widzi. Dla umysłu ciemność to niepewność i strach. Dla serca ciemność może stanowić tajemnicę i odkrycie nowego.

Niech nas już przestaną karmić tym strachem i na siłę nas dzielić, bo nagatywizm powoli przestaje być modny. Zaczynamy wierzyć w swoją nieskończoność i potencjał jaki mamy, żyjąc w harmonii z naturą, w miłości i szacunku do siebie samych, innych i matki Gai. Wiemy przecież, że harmonia i spokój to pochodna życia w solidarności, a nie w separacji. Można odnaleźć sens życia w rozprzestrzenianiu życzliwych gestów i empatii.

Można poczuć w powietrzu, że czas bogów się skończył bo

Tam głęboko w Naszej świętej przestrzeni czujemy, że nie ma mocy poza tym co w Nas

Bądź dobrej myśli, bo po co być złej?

S. Lem

Zamknij oczy. Czy tam jest ciemno?

Tak – przyznała.

Czy to jest złe – szepnęłam.

Nie – zawahała się.

Otwórz oczy. Czy teraz jest jasno?

Tak.

Czy wszystko co widzisz jest dobre?

Nie.

G. Roth

Pozdrawiam z miłością z kawałka ziemi nazwanej Polską. <3 😉

Jedno miejsce gdzie wojna nigdy nie istniała

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *