Zalety pracy sezonowej

W pierwszej części napisałam o minusach życia na walizkach. Pomyślałam, że w dalszej kolejności lepiej zawrzeć jego dobre strony i tym samym zakończyć ten cykl przemyśleń akcentem pozytywnym. Może to dlatego, że szczerze wierzę, że każdy ciąg zdarzeń w naszym życiu, ma na celu nauczenie nas czegoś, danie szansy rozwoju i doprowadzenie do odkrycia cenniejszej wersji nas samych. Poniżej lista tego co cenię w takim życiu lub czego się nauczyłam przez ostatnie lata.

      1. Minimalizm

Na piedestale stawiam fakt, wyzbycia się przyzwyczajeń, które normalnie stanowią element życia konsumpcyjnego (lub jak to inaczej ująć…). Miło jest się zorietnować, że można przeżyć cztery pory roku, a zarazem rok życia mając z sobą ok. 20kg rzeczy. Nagle okazuje się, że witryny sklepowe przestały przyciągać uwagę (bo nie ma miejsca w plecaku na nowe ubrania), a z czasem chodzenie na okrągło w trzech t-shirtach uważamy za coś praktycznego a nie dziwnego. Ponadto nowe podejście do pieniędzy nauczyło mnie kupowania produktów i przedmiotów, których naprawdę potrzebuje. Zaczęłam spełniać swoje potrzeby a nie zachcianki. A jak większość z nas już się zorientowała wiele naszych potrzeb jest sztucznie generowana i nakręcana przez kapitalizm i wszystkich tych, którzy czerpią profity z naszego ciągłego poczucia braku czegoś.

      2. Życie tu i teraz w harmonii z naturą

W pędzie typowego tygodnia rzadko mamy czas na głębszą refleksje, a gdy nawet w głowie rodzi się jej ziarenko to weekend jest za krótki by głębsze przemyślenie miało okazję wykiełkować. Spłaty kredytu lub dobra praca trzymają nas w określonym położeniu. W momencie wypalenia, chwilowej depresji nie możemy pozwolić sobie na spontaniczny krok “rzucenia wszystkiego”. Praca na sezon daje mi przestrzeń i te dłuższe okresy odpoczynku i wakacji, w których mogę pozwolić sobie na wolniejsze dni, przemyślenia, rozejrzenie się wokół i przebywanie z naturą. Mam wrażenie, że takie życie ma mniej ograniczeń i łatwiej podejmować decyzje o kolejnych krokach. Brak tych presji społecznych znacznie obniża poziom stresu i zwiększa zadowolenie ze zwykłej egzystencji.

      3. Przyjaciele

Zawarte przyjaźnie i napotkani ludzie to jeden z piękniejszych zbiorów ostatnich lat. Przez ten czas nawiązałam wiele przyjaźni, poznałam wiele bratnich dusz. Z jednymi kontakt jest sporadynczy, z innymi częstszy, a z wieloma mimo braku częstych rozmów odczuwam więź i wiem, że po długim okresie ciszy nie czulibyśmy dyskomfortu podczas spotkania. Fajnie jest też mieć dobrych znajomych w różnych częściach świata, a tym samym opcję niskobudżetowego wypadu za granicę i spędzenia czasu w dobrym towarzystwie.

      4. Doświadczenie zwykłej codzienności w różnych krajach

Ponoć stosowanie porównań bywa zgubne. Ba, coś w tym jest. Mimo że w Polsce mieszka moja rodzina i garść przyjaciół to czasem ciężko mi się tutaj wraca. Za granicą pracowałam w krajach gdzie szary obywatel żyje na dobrym poziomie i może nie myśleć w kategorii “od pierwszego do pierwszego”. Z jednej strony cieszę się, że mogę mieć perspektywę mieszkania w kraju o wyższym standardzie życia, z drugiej jednak to w Polsce mieszka moja rodzina… Dylematy nieproste. Pewnym jest jednak, że doświadczenie życia w innych standardach społecznych jest zdecydowanym plusem emigracji, pozwalającym świadomie zdecydować w jakiej rzeczywistości chcemy przeżyć życie. Chyba jednak lepiej mieć wybór niż go nie mieć.

     5. Samodzielność i wola walki

Gdy wpadamy w wir tornada myślimy tylko o tym jak się z niego wydostać. Po którymś z rodziców musiałam odziedziczyć jakiś wojowniczy gen bo gdy za granicą było mi źle, lub wręcz nie miałam środków na przeżycie to nigdy nie myślałam o powrocie. Kiedyś zastanawiałam się nad tym i stwierdziłam, że to po prostu jeden z programów umysłu i skutek wychowania. Najdotkliwszą szkołą życia był dla mnie Londyn, który nie jest łaskawy dla emigrantów bez zaplecza finansowanego. Jednak teraz wiem na pewno, z groszem przy duszy czy bez – dam sobie jakoś radę. A biorąc pod uwagę niestałość świata i płynność wszystkiego co stałe dobrze mi z myślą, że mam w sobie wole walki i nie gardzę żadnym zajęciem.

     6. Przemiany wewnętrzne

Ostatnich kilku lat nie spędziłam w podróży dookoła świata, co kilka tygodni planując co zobaczę i na jakie atrakcje wydam hajs. Pewnie już wspomniałam, że to były bardziej lata życia na emigracji i próby odpowiedniego reagownia na zastaną rzeczywistość. Mogę spokojnie powiedzieć, że moja dekada od  dwudziestki do trzydziestki był czasem podążania za intuicją i porywami serca, przy jednoczesnym ignorowaniu życia w świecie materialnym (jednak ciągłym zmaganiem się z nim). Wspomniałam tutaj , że ta droga, mimo iż bywała wyboista (a czyja nie jest?) doprowadziła mnie do osiągniecia równowagi psychicznej i wprowadziła bardzo dużo spokoju do mojego serca. Dzięki tym głębokim przemianom życie zyskało nową ostrość i nieporównywalnie większą wartość. Chyba trochę tak jest, że porzucając strefę komfortu narażamy się na dużą ilość sytuacji trudnych i niewygodnych, tym samym mając więcej szans na trenowanie charakteru i odkrywania siebie na nowo.

 

Jaka jest zatem odpowiedź? Czy warto żyć na walizkach? Znam osoby, które są dużo starsze ode mnie i spełniają się nie mając swojego miejsca na ziemi. Z drugiej strony duża część osób wraca na stare śmieci np. ze względu na więzi rodzinne. Myślę, że te artykuły nie pomogły mi w jednoznaczej odpowiedzi na pytanie, które sobie zadałam. Lepiej przytaknąć stwierdzeniu, że w życiu na wszystko jest odpowiedni czas i my decydujemy czym chcemy wypełnić nasz obrazek w danym momencie.

Ale… coś jest jednak wiadomo: czuję, że ostatnie 10 lat mojego życia spędziłam tak jak chciałam. I to oto chyba w tym wszystkim chodzi. Liczę, że za dekadę będę mogła wyznać sobie to samo.

Przyjaciele, tak więc powodzenia na długich prostych i zakrętach wam i sobie samej. Byle było po naszemu.

Do zobaczenia w kolejnym odcinku. 🙂

 

Zalety pracy sezonowej

2 thoughts on “Zalety pracy sezonowej

  • 5 maja 2020 at 14:52
    Permalink

    I o to chodzi. Żeby iść swoją drogą. Piękne <3

    Reply
  • 22 sierpnia 2020 at 22:39
    Permalink

    Jak fajnie. Żyję tak samo, dlatego wiem o czym piszesz. Ostatnią zimę pracowałam w Morzine i kilkukrotnie odwiedzałam Les Gets, więc kto wie, może nasze drogi nawet gdzieś się zbiegły?
    Pozdrawiam
    Ewa

    Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *