Tak, potwierdzam. Ottawa jest nudna jak sto dwa. Francuski duch szalonych amatorów wina znika pośród zachowań takich bardziej z klasą. Piękne budowle parlamentarne, bazyliki, posągi bohaterów i zielona jak szmaragd trawa przypominają niedouczonym, że Ottawa posiada status stolicy Kanady, a niezliczona ilość wieżowców jakby skandowała: jesteśmy najlepszym miastem do życia na całym globie! (co potwierdzają rankingi). Architektura przypomina, że nie tak dawno panowali tutaj brytyjczycy i tylko łatwo zrozumiały, kanadyjski akcent utwierdza mnie, że jestem jednak za oceanem. Ottawa jest pięknym miastem i jak większość turystycznych miejsc ma zakątki z klimatem. Jest tutaj pewien splendor, specyficzny klimat i szereg świetnych klubów z muzyką. Sama do końca się zastanawiam czemu w tytule nadałam Ottawie status miasta nudnego. Przeżyłam tam świetny czas z polskim przyjacielem (Luke, pozdrawiam!) i przypadkowo trafiłam na kolejne, cudowne jam session. Faktem jest, że być może czas w jakim tam się znalazłam nie brodził w koncerty i wyborne doznania muzyczne.

Przechodząc do sedna muzycznych, ottawiańskich spraw, są tu trzy miejsca, które warto odwiedzić ze względu jakim jest historia.
Barrymore’s Music Hall jak większość historycznych klubów muzycznych, zaczynał jako ekskluzywny teatr (tak jak np. Imperial w Quebec City). Otwarty w roku 1914 nosił nawet identyczną nazwę tj. Imperial Theatre i szybko stał się jednym z najważniejszych placówek w Ontario. Zamknięty w latach 50 tych zaczął służyć jako magazyn meblowy. Po dwudziestu latach otworzony po raz kolejny jako hala koncertowa by w następnych dekadach przypieczętować swoją silną pozycję, tym razem w formie jednego z najświetniejszych klubów muzycznych w Kanadzie. Przez lata działalności gościł gwiazdy światowego formatu takie jak James Brown, Tina Turner, B.B. King, R.E.M., U2. Barrymore’s Music Hall niegdyś porównywany do New York Studio 54, zaczął tracić blask pod koniec lat 90 tych. Zmiana właścicieli i czynniki zewnętrzne przyczyniły się do powolnej utratu renomy klubu, który teraz przybrał formę dyskoteki. Wzloty i upadki warto opisać w oddzielnym artykule, który kiedyś powstanie, a teraz przeniesiemy dalej.

Czas udać się do The Rainbow. Po emocjonującej nocy w Quebec, która opisana jest w poście o klubie District Saint-Joseph, myślałam, że nic nie może mnie zaskoczyć. Okazało się jednak, że przede mną działy się kolejne cuda. Na czwartkowym jamie w The Rainbow wyszło na jaw, że Kanada brodzi w nieprzeciętne talenty. Brodzi bardzo, a ja żałuję, że nie posiadam dowodów. Gdzieś nabazgrałam nazwiska, namiary, fejsbuki ale wiadomo jak to w podróży, wszystko ginie. Fakt, że sporządzam te posty niemal rok później, nie ułatwia sprawy.
The Rainbow to klub bluesowy z tradycją. Działa od ponad 30 lat. W łazienkach i na korytarzach unosi się przyjemny zapach lekkiej stęchlizny, który potwierdza jego wiekowość. Na ścianach widnieją pamiątkowe plakaty z autografami, zdjęcia, pamiątki podarowane m.in przez Koko Taylor, John’a Hammond’a, The Nighthawks, Big Twist and The Mellow Fellows, Marcia Ball czy Alberta Collins’a. Takie mini muzeum robi wrażenie, unaoczniając nowoprzybyłym jak wiele ważnych postaci stanęło tutaj na scenie. Z wielkich okien rozpościera się widok na ByWard Market, a drewniane wykończenia nadają domową, ciepłą atmosferę. The Rainbow to legendarny pub bluesowy, jednak usłyszymy tam również reggae, ska, jazz, funk, country, alternative, rock. Do Barrymores’s Music Hall dzisiaj możesz iść raczej na dyskotekę, wpadnij do The Rainbow po prawdziwe emocje. Jak boga kocham, nie zawiedziesz się.

Jako psychofanka Rolling Stones na każdym kroku szukam ich śladów, z nadzieją na odkrycie nieodkrytych kontrowersji. Klub Zaphod Beeblebrox gościł ich w roku 1995. Tym razem w formie klientów. W tymże roku został nagrany tu teledysk do utworu “Streets of love”. Niby nic, a jednak coś. Klub nie jest duży ale urządzony w oryginalnym klimacie Zaphod Beeblebrox’a – bohatera cyklu humorystycznych powieści Autostopem przez galaktykę. Miejsce zdobyło reputację klubu, w którym można usłyszeć artystów, którzy niedługo później osiągali światowy rozgłos. Alanis Morissette czy Ben Harper występowali w Zaphod jeszcze jako nieznani muzycy. Założeniem nie było jednak stworzenie najlepszego klubu muzycznego w Ottawie. U progu powstania w 1989 bodźcem okazało się stworzenie miejsca, w którym będą panować określone zasady. Eugene Haslam – założyciel Zaphod chciał stworzyć przestrzeń z zerową tolerancją dla narkotyków, gdzie każdy bez względu na pochodzenie czy kolor skóry czuje się dobrze i bezpiecznie. Dwa lata temu Zaphod został odsprzedany jednemu z ówczesnych pracowników klubu. Haslam zdecydował się przejść na emeryturę ale formuła klubu pozostała taka sama. Jak sam mówi, nowojorskie CBGB zostało zamknięte by przypieczętować koniec pewnej epoki, Zaphod wciąż działa jak wcześniej, w tym samym duchu i epoce.

W ten sposób kształtuje się historyczna perspektywa Ottawy. Będąc tam polecam sprawdzić line up w Maveric lub House oF TARG. W Maveric nie byłam. Wiem jednak, że jest to dość spora sala na wzór wrocławskiego Alibi lub krakowskiego Kwadratu. House oF TARG to obszerniejsza inicjatywa gdzie oprócz koncertów można grać na maszynach do gry lub zjeść pierogi. Właściciele nie są polakami ale imigracja z Ukrainy jest w Kanadzie na tyle duża by smak pierogów zyskał rozgłos i szacunek wśród naszych sąsiadów zza oceanu. W tygodniu odbywają się tam inicjatywy wspomagające potrzebujących.

Czas udać się do Toronto. Jest co opowiadać. 🙂

Uroki sceny muzycznej nudnej Ottawy
Tagged on:         

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *