Victoria była miastem, którego szczerze nie mogłam się doczekać. Kanadyjczycy, których pytałam o ich ulubione miasto w ojczyźnie, najczęściej i zgodnie typowali Victorię. Victoria to nie metropolia, a raczej miasto średniego rozmiaru z dobrym uniwersytetem i łagodnym klimatem. Mając w myślach Victorie, wyobrażałam ją sobie na wzór mojego kochanego Montpellier – miasta na południu Francji, gdzie ¾ roku jest ciepło, a gdzie każdego wieczoru można znaleźć miejsce z muzyką na żywo i wszędzie szwendają się studenciaki.

Jechałam tam podekscytowana i zarazem jakby zmartwiona. Victoria była moim ostatnim przystankiem w podróży i ciężko było mi uwierzyć, że jeszcze nie tak dawno wylądowałam w Montrealu by zacząć swoją roczną włóczęgę. Miałam nadzieję, że może zadzieje się jakaś magia, która mnie tam zatrzyma, ale wyszło jak zawsze. Przede mną było też moje ostatnie doświadczenie z workaway w 2016.

Od pierwszych chwil wszystko szło świetnie (tak jak to w Kanadzie). Na promie zawarłam nową przyjaźń, która zakończyła się wymianą fantów ku pamięci – moja książka o Nirvanie za jego mini książeczkę o anarchii. Myślicie pewnie: niezły prezencik. A ja wam mówię, że taka książeczka raczej nie przebije szczoteczki do zębów w zestawie z etui na aparat ortodontyczny, który dostałam od znajomego, którego rodzice prowadzą gabinet dentystyczny.
Moje ostatnie doświadczenie z wolontariatem okazało się trafione jak wszystkie poprzednie. Pracowałam w hotelu blisko centrum i miałam do dyspozycji rower jakże pomocny w eksploracji miasta, szczególnie gdy zapada noc. Oficjalnie rozpoczynam zatem zachwyty nad miastem, które tak jak podejrzewałam skradło moje <3 i zawładnęło duszą. Po 1 tu tyle się dzieje! W Victorii w pełni zaspokoiłam swój głód koncertowy. Każdego wieczoru jest nadmiar eventów do wyboru i co dla mnie istotne, jest bezlik open micków. Zdarzało mi się śmigać jednej nocy z jednego baru do drugiego. Od razu zaznaczam, że nie będzie tym razem lekcji historii, a raczej krztynka info na temat moich ulubionych klubów koncertowych. Wyjaśnię czemu. Victoria jak może niektórzy kojarzą znajduje się na Wyspie Vancouver. Sytuacja jest zatem podobna do tej z Winnipeg. Odizolowany charakter miasta nie sprzyja zapraszaniu wielkich gwiazd. Fatyga i koszty promu są zwyczajnie nie warte zachodu. Victoria jest więc pomijana na trasach koncertowych. Niemniej jednak to odosobnienie wpływa na mocną konsolidację lokalnego środowiska muzycznego. Jest tam bardzo mało wpływów z zewnątrz i przestrzega się by pod żadnym pozorem nie mylić kapel z Victorii z tymi z Vancouver. Oni wszyscy się bardzo wspierają więc podczas koncertu lokalnych zespołów zazwyczaj nie ma headlinera, każdej kapeli poświęca się uwagę i okazuje szacun. Szkoda tylko, że kapele z Victorii mają kłopot z koncertowaniem poza wyspą. Gwiazdy ze świata nie przyjadą do Victorii, a gwiazdy z Victorii nie pojadą w świat. Koszty transportu zazwyczaj przewyższają możliwości finansowe zespołów. Victoria reprezentuje swój odrębny styl ze swoją historią i chyba na ten czas nie jestem w jej kwestii autorytetem.

Pamiętam jak usiadłam przed komputerem z intencją znalezienia fajnych klubów i koncertów. Pamiętam też swoje zdziwienie kiedy wyskoczyło mi mnóstwo stron dotyczących wydarzeń muzycznych w Victorii i stron informacyjnych na temat lokalnej sceny muzycznej. Wow! W Vancouver ciężko było mi znaleźć cokolwiek. Nagle okazało się, że wybór jest tak duży, że 3 tygodnie to chyba będzie za mało by wszystko spenetrować.

Ruszyłam więc na podbój i to są miejsca, które polecam. 🙂
Moje ulubione miejsce nr 1 to Logan’s Pub na Cook Street. Całą atmosferę ukazują zdjęcia na dole posta, ale by to poczuć należy tutaj wpaść. Logan’s to przestronny klub z wydzielonym miejscem na scenę i stoły bilardowe. Można tam również dobrze zjeść albo zaśpiewać podczas karaoke z gwiazdami-amatorami. Właściciele Logan’s mówią o sobie, że są oryginalni, autentyczni i unikalni i ja muszę to potwierdzić. To jeden z moich faworytów jeśli mówimy o klubach w Kanadzie. Idąc samemu łatwo jest kogoś poznać. Ludzie w Kanadzie nie chcą byś bawiła się sama 🙂
Moje kolejne miejsce numer 1 to Farnwood Inn. Farnwood Inn to miejsce integrujące lokalną społeczność, w której skład wchodzi restauracja ze zdrowymi przysmakami oraz bar z piwem rzemieślniczym. W tygodniu są tu koncerty, a co czwartek jam session z długą listą artystów. Farnwood wspiera lokalnych artystów pomagając im w sprzedaży dzieł. Cała dzielnica i Plac Farnwood są urzekające i romantyczne. Jadąc do miasta na rowerze zawsze układałam trasę tak by przejechać przez Farnwood. Na Placu znajduję się też prześliczny teatr Belfry Theatre. Widziałam tam magiczny spektakl o Joni Mitchel.
Polecam też wybrać się do Copper Owl. Wprawdzie lekko oddalony od centrum ale ze świetnym klimatem i akustyką. Jest nieduży i dlatego zyskał dobrą pozycję w rankingu 50 najlepszych małych klubów muzycznych w Kanadzie. Copper Owl udostępnia przestrzeń na wszelkie działania artystyczne, stand upy, wieczory literackie itp. Podobnie działa Gorg-ous Cafe na Gorge Road, maleńka kafejka, w której kilka razy w tygodniu zbierają się artyści z osiedla by grać, śpiewać, recytować, pokazać cokolwiek i podzielić się tym z innymi. Całkiem blisko tego małego cudeńka jest lokal The Loft, szczególnie odpowiedni dla fanów bluesa i rocka. W Kanadzie popularne są dyskoteki z muzyką na żywo. W Polsce z czymś takim się nie spotkałam więc tańcowanie w klubie nocnym do współczesnych hitów pop było dla mnie miłym zaskoczeniem. Gdy ktoś lubi taki klimat, w takim wypadku można udać się do The Darcy’s Pub lub np. Canoe Brewpub. Miły klimat jest też w Irish Times Pub. Serwują tam głównie folka, country i indie. Większe koncerty są najczęściej organizowane w Sugar Nightclub. Ponadto będąc w Victorii można sprawdzić line up w Herman’s Jazz Club, District Nightclub, Felicitas UViC na kampusie uniwersku czy w Wheelies Motorcycles & Cafe. Chce się powiedzieć do wyboru do koloru.

Victoria to naprawdę cudowne miejsce. Jeśli ktoś zamiast wielkich metropolii preferuje mniejsze miasta z fantastyczną atmosferą, klimatycznymi uliczkami i niekończącymi się festiwalami to Victoria jest jak dla mnie bezkonkurencyjnym wyborem. W bonusie mamy mnóstwo zieleni, parki, widok na góry… z plaży. Opuszczając Victorie wiedziałam, że tam wrócę ale było mi bardzo ciężko. Miałam za sobą chyba najpiękniejszy rok w swoim życiu, a czas było wracać do domu. Czas było powiedzieć do widzenia.
Do zobaczenia Kanado! Kocham Cię po uszy 🙂


Cold night 🙂


Copper Owl


Copper Owl


Farnwood Inn


Farnwood Inn


Irish Times Pub


Irish Times Pub


Farnwood Inn


Logans Pub


Logans Pub


Logans Pub

Ey Victoria, I love you!
Tagged on:         

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *