No i jest. Moim pierwszym koncertem w mojej nowej ojczyźnie wcale nie był Black Sabbath tylko Red Hot Chili Peppers tribute, który nie był wcale udany. Bawiłam się dobrze jak zawsze. Zaprzyjaźniłam nowych ludzi co również mam w zwyczaju gdy udaje się gdzieś sama. Kapela była słaba ale zachowując dobre red hot chili peppersowskie obyczaje wokalista zrzucił z siebie odzienie zostawiając tylko skarpetkę w miejscu ścisłe wyznaczonym przez swą męską naturę. Dalsza część tego wieczoru niech pozostanie miedzy mną a moimi nowymi przyjaciółmi.

Lećmy dalej, przecież gwiazdą dzisiejszej notatki jest BLACK SABBATH ZA 150 ZŁ. Wielkia burza zadziała sie w mojej głowie przed zakupem biletu. Miałam na to czas bo w tym bezludnym kraju tylko małe koncerty wyprzedają się w  5 min, a jak przyjeżdża taki Black Sabbath to możecie mieć pewność ,ze za pięć dwunasta jeszcze  można kupić. 

Niestety gdy ja miałam taki zamiar najtańsze bilety były już sold out i teraz najtańszym był taki za 100 dolców. Wachałam się bo mam 2500 dolców na cały rok a jeszcze cała Kanada i Stany przede mną. Boże ratuj, co zrobić.

Całe szczęście kobieca intuicja popchnęła mnie by dzień przed koncertem sprawdzić dostępność biletów i zastanowić się nad tym za 100. A tu masz dorzucili takie za 52 dolce. No to lecę z koksem, kupuje.

Dzień koncertu nastąpił, a wraz z nim kolejne dylematy. 

JECHAĆ METREM CZY IŚĆ NA PIECHTE ?! Zaczęłam podróżnicze kalkulacje w mojej głowie… Bilet w dwie strony to 6 dolców.. Co mogę mieć za te 6 dolców? Jako polka pomyślałam sobie… No piwo mogę mieć…Dobra idę na piechotę z tym piwem…

Wchodzę na arenę i jestem mile zaskoczona – nikt nie sprawdza biletów w poszczególnych sekcjach! Bogowie czyli wcisnę się przed scenę. Niestety gdy dobiłam się tam gdzie chciałam zimny dreszcz przeszedł mi po plecach… ponieważ przed sceną na całej płycie ujrzałam… KRZESŁA! TAK KRZESŁA NA KONCERCIE METALOWYM. To nie wróży dobrze, nie wróży. 

Mimo to udało mi się zobaczyć pół koncertu Rival Sons z doły hali, którzy swoją drogą byli absolutnie bezbłędni. Po 40 min, ktoś mnie przyuważył i musiałam zmienić sekcje na swoją, czego oczywiście nie zrobiłam. Zmieniłam sekcje ale na równoległą obok. No i bach znowu tarapaty, tym razem zostawiono mi notkę na bilecie, że w razie kolejnego nieposłuszeństwa zostanę wydalona z budynku. Okej, będę grzeczna do czasu aż nie zagrają Paranoid. Wtedy to miałam zamiar bez przypału udać się tam gdzie to sobie dokładnie zaplanowałam noc wcześniej. 

Ponad połowę koncertu obejrzałam z samiutkiej góry co było jak najbardziej dobrym doświadczeniem gdyż okazało się, iż w Centre Bell (gdzie koncert się odbywał) gdzie nie stoisz dźwięk jest 10 na 10. I to było dobre. Zrobiłam co planowałam i resztę koncertu zobaczyłam z PRAWIE samego dołu. Na płytę nie udało mi się dostać ale dobiłam się do drugiej sekcji, tym samym będąc 20 metrów od Ozziego i ekipy. Nie jestem recenzentem więc nie mogę napisać w szczegółach jak było. Zresztą tu nie ma szczegółów bo wszystko było bezbłędne od A do Z więc nie ma co się rozpisywać na 5 stron. Jak ktoś jest zainteresowany to odsyłam tutaj: http://montrealgazette.com/entertainment/music/concert-review-black-sabbaths-end-comes-with-a-bang-at-the-bell-centre.

Spełniona wróciłam do domu, a raczej do mojej komuny METREM za darmo. Gdy tłum jest na około, łatwiej stosować podróżnicze triki z cyklu jak przemieszczać się  za darmo gdy za wszystko musisz płacić. No ni nie miałam ochoty wracać 30 min w -10 stopniowym mrozie. 

No to dzisiaj na tyle, wyglądajcie mnie za parę dni.

PEACE LOVE 

WASZA ALEKSDNDRA

Black Sabbath za 150 zł czyli Kanada to drogi kraj.
Tagged on:         

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *